Duchowa biografia - Promieniująca obecność

Mistyczne doświadczenie Matki Maravillas odzwierciedla się również w bardzo prostym "dynamizmie obecności". Wszyscy świadkowie mówią to samo: sama jej obecność, proste słowo czy sugestia, zwykłe bycie razem z nią; to wszystko miało w sobie coś szczególnego. Taki sposób "bycia", wobec świata i bliźniego związany jest z promieniowaniem, z przejrzystością duszy przekształconej w Chrystusa. Najlepszym sposobem ukazania prawdy Bożej jest ten, który nie pochodzi z własnych pragnień, czy wywodów, lecz z tego "coś" co objawia się w osobie, ale poza jakimkolwiek słowem czy pragnieniem. Promieniowanie wewnętrznego doświadczenia Matki więcej przemawiało do jej bliskich niż tysiące nauk czy ćwiczeń duchownych. Oto jak o tym pisze matka Carmen od Krzyża: "Gdy czekałyśmy na nią w Nowicjacie i ona przychodziła z książką Św. Matki, czy z "Instrukcjami dla Nowicjuszek" - których często później nie otwierała, bo odpowiadała na nasze pytania - zdawało się, że wraz z nią wchodziło światło". Właśnie z tego promieniującego światła płynął jej autorytet, autorytet którego nigdy nie próbowała narzucić, czy nim przytłoczyć, ponieważ nie pochodził od niej, lecz płynął z komunii z Duchem Świętym. Z tym także wiąże się fakt, że gdy miała zdecydować o przeniesieniu nowicjuszki do innego klasztoru, najpierw wzywała ją, by zapytać czy zaakceptowałaby chętnie tę decyzję, jeśli nie, była gotowa nie przenosić jej, by nowicjuszka nie czuła się źle. Ta delikatność, pomimo, że mogła bez głębszych wywodów całkowicie samodzielnie dokonać przenosin, prowadziła do tego, że mniszki przyjmowały wszystko co Matka zaproponowała.

Ta łagodność, pokój i bezpieczeństwo jakie przekazywała swym mniszkom samą obecnością, w większości wypadków nie była owocem duchowych radości. To prawda, że komunia z Bogiem pozwalała jej od czasu do czasu doświadczyć promiennej radości, lecz w jej życiu wewnętrznym dominowały ciemne noce, które nawiedzały najgłębsze obszary jej ducha przez długie odcinki czasu, a bywało, że i całe lata. W tym kontekście zaskakujące są listy Matki do kierowników duchowych. Widzimy w nich, że jej życie, jak każde prawdziwe życie, wypalało się w doświadczeniach ciemności. I właśnie w czasie tych nocy rodziły się wątpliwości, których nikt nie mógł sobie nawet wyobrazić. Ona sama mówi: "Łączą się z tym wątpliwości przeciw wierze i pragnienie tego, co sprawi przyjemność zmysłom i miłości własnej". Widzimy tutaj jak trudne wewnętrzne doświadczenie, pozostawiające ją w pustce i oschłości, stawia Świętą naprzeciw otchłani pokus i pragnienia zadowolenia siebie w czymkolwiek. Jest to rodzaj szukania jakiegoś odpoczynku pośród próby, lecz Matka nigdy tej pokusie nie uległa. Pisze dalej: "To jest tak gorzka agonia [...] widzieć siebie zanurzoną w ciemnościach, bez przebłysku nawet najmniejszej jasności, czując wielkie opuszczenie od Boga i absolutnie wszystkiego, czując również że wszystko we mnie się rozpada [...]. Choć ten smutek dusi, to mam jednocześnie pragnienie - bez nadziei zaspokojenia go - miłowania bezgranicznie naszego Pana". Była to ciemna noc wiary, którą z taką głębią opisuje Nasz Święty Ojciec Jan od Krzyża. Pośród tych niepewności i ciemności duchowych dręczyły Matkę również wielkie wątpliwości co do powołania: "Wydaje mi się, że widzę zupełnie jasno, że nic powinnam była opuścić mojej biednej matki w tej sytuacji, w jakiej się znajdowała, że nie spełniłam woli Bożej, lecz swoją i dlatego w końcu w klasztorze zamiast znaleźć Boga, straciłam Go".

Już mocno posunięta w latach, w 1969 roku, nadal trwa w wątpliwościach: "Nie wiem, czy mam powołanie, czy nie był to jakiś pomysł, który wcisnął mi się do głowy, jakiś pociąg do życia zakonnego, ale bez miłości Boga".

Pośrodku tych ciemności nawet Komunia św. nie dawała jej pociechy: "Przyjęłam Komunię św. ze straszliwą oschłością, ale po przyjęciu Pana otworzyły mi się oczy i zobaczyłam co uczyniłam, w jednej chwili zrozumiałam to i odczułam w sobie przerażenie, wielki smutek". Już w chwili przebudzenia się były przy niej ciemności zwiastujące to, co będzie przez cały dzień: "Tego poranka, po przebudzeniu, czułam się pełna wielkiej goryczy i nie mogłam nic na to zaradzić. Uklękłam w celi, próbując przyjąć to z całej duszy, jeśli taka jest wola Pana i tak trwałam przez dłuższy czas". Również cicha modlitwa staje się dla niej trudnością, czasami nie do pokonania: "Mimo to, spędziłam dziś całą modlitwę pośród roztargnień z byle czego, a później przy kilku błahych okazjach rozbudził się we mnie cały stary, zły nastrój z zawstydzającą siłą...". Pokorne świadectwo jej modlitewnego życia jest zachętą dla tych, którzy doświadczają w swojej modlitwie osobistych ograniczeń, aby nie sądzili, że święci byli od nich wolni.

Ten stan i wiele innych trudnych do zrozumienia sytuacji, obecnych było przez całe jej życie, jedne częściej, inne rzadziej, a wszystko to trwało aż do śmierci, do późnej starości. Mimo to jednak nikt nie dostrzegł w niej nawet cienia pesymizmu, zniecierpliwienia czy smutku. Przeciwnie, widziano wielką pogodę ducha, zrównoważenie i niezwykłą pewność, a temu wszystkiemu towarzyszyło spontaniczne poczucie humoru, zawsze obecne i tryskające z listów Świętej, To, co wewnątrz niej było ciemnością, na zewnątrz objawiało się jako światło. Już Święty Jan od Krzyża mówi, że doświadczeniu oczyszczenia i ciemności przez które dusza przechodzi odpowiada ogrom światła wzmożonej obecności Bożej, która jest Światłością nad wszelką światłość.

Roman Maria od Krzyża OCD
Salamanka, Hiszpania