Uzdrowienie z raka: Łaski św. Maravilas - rok po śmierci (7)

Dwudziestoośmioletni młodzieniec był ciężko chory; miał zbyt mało hemoglobiny, rdzeń pacierzowy był zajęty, poziom białka i mocznika wysoki, a nadto guz na głowie. Wszystko wskazywało na ciężki przypadek. Było to w święto Bożego Ciała i Przenajświętszy Sakrament u nas był wystawiony. Wszystkie modliłyśmy się za tego biednego chłopca. Nagle przyszła mi myśl żeby matce młodego człowieka wysłać relikwie Matki Maravillas; telefonowała ona do nas w czerwcu z prośbą o modlitwę za syna. Stan chorego pogarszał się z dnia na dzień, a biedna matka zapadła na zdrowiu. Chłopiec doszedł do takiego stanu, że lekarze osądzili iż ratunku już nie ma, nie zajmowali się nim i oświadczyli matce, że nawet sam Bóg już go nie może uratować. Zatroskana i wstrząśnięta tą wypowiedzią zadzwoniła do nas, błagając o modlitwę do Matki Maravillas, tylko po to żeby udowodnić, że Bóg jest wszechmocny. Wkrótce u chłopca nastąpiła agonia; matka czuwając przy nim czekała tylko na ostatnie jego tchnienie. Ale położyła mu relikwie Matki Maravillas i dziesięć minut potem młody Raymond zareagował, zwrócił się do swej matki i zaczął się czuć lepiej. Teraz przyszedł do zdrowia.

(Karmelitanki bose, Sabarias, Vigo, 10.11.75)